Siedziałem tam, przed tym komputerem, z pustym spojrzeniem wbitym w ekran. List o zwolnieniu leżał wydrukowany obok myszki. Redukcja etatów. To brzmi tak sucho, tak oficjalnie, a jednocześnie rozbija całe życie na kawałki. Miałem opłacić czynsz za kolejny miesiąc, a reszta z oszczędności poszła na naprawę starego auta, bez którego nie mogłem nawet szukać nowej pracy. Czułem to dokuczliwe ściśnienie w żołądku, ten strach, który każe liczyć każdy grosz. Myślałem tylko, jak związać koniec z końcem do pierwszego, może udałoby się coś dorobić. W głowie kotłowały się najgorsze scenariusze.
Żona wiedziała, że coś jest nie tak, ale udawałem, że to tylko chwilowe trudności. Nie chciałem jej dokładać zmartwień. Tego wieczora, po raz kolejny przeglądając oferty pracy, gdzie wymagali lat doświadczenia, których nie miałem, albo młodego wieku, którego już nie miałem, po prostu się poddałem. Chciałem uciec. Chciałem, żeby myśli przestały krążyć wokół liczb i rachunków. Przypomniałem sobie, że kolega z dawnej roboty kiedyś, przy piwie, opowiadał o graniu dla relaksu. Mówił, że to jak film, tylko że sam się w nim uczestniczy. Nigdy wcześniej tego nie robiłem, zawsze uważałem hazard za głupotę. Ale w tamtej chwili potrzebowałem czegoś, cokolwiek, co wyrwie mnie z tej beznadziei. Wpisałem w przeglądarkę hasło, szukając czegoś, gdzie mógłbym po prostu zobaczyć, o co w tym wszystkim chodzi, bez ryzyka. I tak trafiłem na
vavada demo.
To był zupełnie inny świat. Kolorowy, głośny od dźwięków maszyn, pełen animacji. Na początku czułem się jak dziecko we mgle. Nie wiedziałem, na co klikać. Ale w wersji demo, to nie było straszne. To nie były prawdziwe pieniądze. To były żetony, punkty. Zacząłem od jakiegoś prostego automatu z owocami. Kilka kliknięć, kręcą się bębny, migają światła. I wiecie co? Na te kilka minut zapomniałem o wszystkim. O zwolnieniu, o rachunkach, o tym pustym uczuciu w kieszeni. To było absurdalne, ale działało. Przeskakiwałem między różnymi grami w vavada demo, ucząc się zasad, trochę jak gra wideo. Czułem ten dreszczyk, nawet gdy wygrywałem wirtualne żetony. Postanowiłem, że może spróbuję z bardzo małą kwotą, taką, którą mógłbym stracić bez dramatu. To był mój drobny szaleńczy gest rozpaczy.
Wpłaciłem śmiesznie małą sumę, tyle, co za dwa obiady na mieście, których i tak bym sobie nie kupił. Zacząłem grać już na prawdziwe. Stawiałem minimalne stawki, bo bałem się, że wszystko przepadnie w minutę. I tak mijała godzina. To było jak jazda kolejką górską – mała wygrana, potem seria porażek, znów mała wygrana. Byłem już psychicznie przygotowany, że stracę te pieniądze i pójdę spać z poczuciem, że przynajmniej spróbowałem. Wtedy trafiłem na grę, której wcześniej uczyłem się w demo. Coś w rodzaju automatu z bonusami i darmowymi spinami. Postawiłem. Koła się zakręciły… i się zatrzymały. Rozległ się fanfary, ekran zablokował się animacjami, cyfry zaczęły szybko rosnąć. Serce zabiło mi tak głośno, że myślałem, że żona je usłyszy w drugim pokoju. Patrzyłem na tę kwotę, nie mogąc w to uwierzyć. To nie było miliony, ale na moją skalę – przeogromna suma. Wystarczająca, by spokojnie opłacić wszystko przez kilka miesięcy i dać mi oddech na znalezienie porządnej pracy bez paniki.
Pamiętam, jak siedziałem wpatrzony w ekran, a potem wstałem i poszedłem do kuchni napić się wody. Ręce mi się trzęsły. To było połączenie euforii, niedowierzania i ogromnej ulgi. Jakby ktoś zdjął mi z pleców wielki kamień. Wypłata poszła bez problemu, choć czekałem na nią z niepokojem całą dobę. Kiedy zobaczyłem przelew na koncie, dopiero wtedy uwierzyłem.
Czy to była mądra decyzja? Z perspektywy czasu, tamtej desperackiej nocy – była to decyzja, która mnie uratowała. Nie od hazardu, ale od tej paraliżującej paniki. Dzięki tej wygranej mogłem stanąć na nogi. Odnaleźć spokój, przeszukać oferty z jasną głową i w końcu znaleźć nową pracę, nawet jeśli trochę mniej płatną, ale stabilną. Nigdy więcej nie gram na takie sumy. Czasem, dla rozrywki, wracam do vavada demo, by poczuć ten dreszczyk bez ryzyka. Ale tamta jedna noc nauczyła mnie więcej niż cokolwiek innego. Czasem szczęście dopada cię w najmniej spodziewanym momencie, kiedy już niemal tracisz nadzieję. I to nie wtedy, gdy go szukasz na siłę, ale gdy pozwolisz, by życie potoczyło się swoim torem, nawet jeśli prowadzi przez dziwne i nieoczekiwane ścieżki. To był mój jeden strzał, który trafił w dziesiątkę. I wystarczy.